Wypełnić pustkę – karkonoskie Dziady

Dziady czyli Święto Przodków, znane nam głównie z mickiewiczowskiego dramatu. Dzisiejsze nasze Zaduszki tak właśnie były nazywane w gwarach ludowych na  Polesiu, Ukrainie, Białorusi. W czasach przedchrześcijańskich rytuał powszechnie praktykowany przez Słowian i Bałtów. Wierzono, że dusze zmarłych wracają wiosną oraz na przełomie października i listopada do swych dawnych siedzib, aby odwiedzić rodzinę. Przybywające dusze należało odpowiednio ugościć, tzw. strawą, np. chlebem, kaszą, kutią, miodem, a ucztowanie odbywało się w domach lub na cmentarzach przy grobach. Rozpalano ogniska, aby dusze mogły się ogrzać, ale też, aby ochronić się przed złymi demonami. Tradycje już dziś często zapomniane, dzięki temu  nie skomercjalizowane (na szczęście!), przez kościół katolicki uznane za pogańskie, wydają się być mi bliższe niż postawienie na grobach najpiękniejszej chryzantemy, „najbogatszej” wiązanki i największego w mieście znicza ociekającego brokatem oraz oglądanie najnowszych futer, kozaczków i kapeluszy na cmentarnym pokazie mody.

 

Fot. Jooli Photo & Video

 

O swoistej magii Dziadów przekonałam się podczas wydarzenia, w którym miałam ogromną przyjemność wziąć udział w ostatni weekend października, w przededniu „oficjalnych” Zaduszek. Na ucztę, wieńczącą I Festiwal Obrzędów, zaprosiła mnie do Jeleniej Góry Monika Kucia – promotorka regionalnych i szlachetnych smaków, projektantka kulinarnych wydarzeń i międzynarodowych wizyt studyjnych, autorka scenariuszy i performerka wydarzeń kulinarno-artystycznych. Kobieta o niezwykłej osobowości, trochę jakby nie z tej epoki, z wielkim sercem, potrafiąca praktycznie z niczego stworzyć wszystko, pokazać i opowiedzieć o tym w taki sposób, że po prostu wsiadasz w auto i jedziesz 500 kilometrów. Nie wiesz do końca, co cię czeka, ale wiesz, że warto.

 

Fot. Jooli Photo & Video

Fot. Jooli Photo & Video

 

„Wypełnić pustkę – karkonoskie Dziady” – pod takim tytułem w Miejskim Domu Kultury Muflon miał miejsce niezapomniany wieczór. „Idź duszo za duszami tak jak księżyc za gwiazdami”. Metafizyczna, emocjonująca podróż w czasie i przestrzeni pokazała, jak bardzo łączą się obrzędy, kultura, historia, tradycja i natura. W labiryncie doświadczalnym, w zakątkach Muflona na co dzień niedostępnych, w półmroku, ciszy i skupieniu można było uruchomić wszystkie zmysły, usłyszeć niesłyszalne, szepnąć niewypowiedziane, zobaczyć niewidzialne, zapalić świecę, zadumać się nad epitafiami.  Kulminacją wydarzenia była wspólna uczta, która miała zwrócić uwagę na to, że to pokarm opowiada o ziemi, z której człowiek przyszedł. Zasiedliśmy przy stole, na którym pięknie połyskiwał kryształ, komponujący się jakby naturalnie otrębowymi talerzami i sztućcami. Potrawy zaś wspaniałe w swojej prostocie, przyrządzone przez panią Danusię z Willi Róża Karkonoszy: kasza gryczana z olejem rzepakowym z Góry św. Wawrzyńca, kasza perłowa, pęczak, sos grzybowy z grzybów leśnych i pieczarek, olej lniany od pań ze Stowarzyszenia Karkonoskiego Zachełmie, pierogi z suską sechlońską, czarne gołąbki krużewnickie, kutia, soczewica z olejem, biała fasola z masłem, fermentowane buraki, chleb upieczony i przywieziony osobiście przez Arka Andrzejewskiego, znanego jako Chlebodawca a do picia kompot z suszu i wódka.

 

Fot. Jooli Photo & Video

 

Sięgając do ludowej tradycji obrzędowej wspólnie zastanawialiśmy się, co dziś dajemy zmarłym na ostatnią drogę i co zostawiamy żyjącym.  Próbowaliśmy odpowiedzieć na pytanie, czym dziś jest śmierć, jakie znaczenie ma uczta pożegnalna, co zostało nam z tradycji, jaka jest teraźniejszość, miejsce śmierci i pożegnania w kulturze. Jagna Knittel – etnolożka, dziennikarka, śpiewaczka tradycyjna – pokazała swój film “Swarycewycze”, nakręcony kilka lat temu i opowiedziała o rytualnych płaczach w kulturze ludowej. Czym są – czy pieśnią, czy rozmową ze zmarłym, na ile są teatralne, kiedy mają miejsce, o czym kobiety w nich mówią, na ile ich melodyka jest zastrzeżona do kontaktu z zaświatami? Wieś Swarycewycze, leżąca  na pograniczu białorusko-ukraińskim to świat, w którym współczesność przenika się  z archaicznością – rodzą się dzieci, młodzież tańczy przy muzyce klubowej, a w tej samej rzeczywistości jest miejsce dla przodków, dla dusz zmarłych, dla starych obrzędów i sacrum. Dawne, miejscowe pieśni nie są już przekazywane z pokolenia na pokolenie, jednak starsi ludzie jeszcze je pamiętają i śpiewają na co dzień. Kilka takich pieśni zaśpiewał nam na żywo zespół Z lasu w składzie: Jagna Knittel, Ewa Grochowska, Maniucha Bikont, Anna Jakowska, Julita Charytoniuk, Karolina Podrucka, Olga Kozieł, Joanna Gancarczyk. Niepowtarzalne, przejmujące „do kości”, podkreślające magiczną atmosferę  i skłaniające do refleksji, jak całe karkonoskie Dziady, które przyniosły swoiste ukojenie.

 

Fot. Jooli Photo & Video

Fot. Jooli Photo & Video

 

I tak też spędziłam resztę wieczoru, dumając w przytulnych, ciepłych wnętrzach kameralnego butikowego hotelu Villa Nova – jeszcze jednego odkrycia – fantastycznego miejsca, w którym czujesz się nie, jak hotelowy klient, a dobrze zaopiekowany gość. W ciągu dnia, mimo mało sprzyjającej pogody, udało mi się zrobić sentymentalną wycieczkę do pobliskiej Szklarskiej Poręby i Karpacza. Malownicze górskie szlaki piesze i rowerowe, wodospady, średniowieczna nordycka świątynia Wang u stóp majestatycznej Śnieżki we mgle, ruiny zamków i pałaców owiane legendą. Wróciły jakże dobre wspomnienia wspólnych, jak się potem okazało – ostatnich, wakacji z Rodzicami,  licealnych wycieczkowych głupotek i „dorosłych” sylwestrowych szaleństw w gronie Przyjaciół.  Karkonosze witały mnie błękitem nieba, złotem jesiennych liści, ostatnimi promieniami zachodzącego słońca, żegnały zaś … śniegiem na zmianę z ulewnym deszczem. Z pewnością nie była to ostatnia wizyta w tych cudnych okolicznościach przyrody.

 

Fot. archiwum Villa Nova

Fot. archiwum Villa Nova