Włoska „biblia” kulinarna Pellegrino Artusi po polsku

W długie zimowe wieczory krążę między kuchnią a kanapą. Książek związanych z kulinariami nie da się czytać z pustym brzuchem, tym bardziej pisać o jedzeniu.  Aktualnie w moich rękach znalazła się biblia włoskiej kuchni czyli „Włoska sztuka dobrego gotowania” – słynne dzieło Pellegrino Artusiego, sławnego gastronoma z Italii, smakosza i znawcy potraw, w wersji polskiej przygotowane przez Tessę Capponi-Borawską i Małgorzatę Jankowską-Buttitta. Patrząc tylko na okładkę, czuję już zapach świeżych pomidorów, bazylii i trufli. Teraz dylemat, od czego zacząć?! Otwieram więc na chybił trafił… Przepis nr 628: pasticcini di marzapane. Zatem, gdy tylko skończy się karnawałowe szaleństwo z faworkami, oponkami, pączkami (w styczniu zdecydowanie rządzi polska tradycja), na moim stole zagoszczą babeczki z marcepanem.

 

 

Pelegrino Artusi zwany jest ojcem kuchni włoskiej, ale też pierwszym blogerem na świecie. W 1891 r. wydał przełomowe dzieło – notabene z własnej kieszeni, gdyż nikt nie chciał go sfinansować – książkę pt. „La scienza in cucina e l’arte di mangiar bene” („Nauka w kuchni i sztuka dobrego jedzenia”), w której zebrał proste przepisy na 475 dań z całego Półwyspu Apenińskiego, okraszając je anegdotami, opowiastkami i interesującymi historiami. Przez kolejne 20 lat rozszerzał każde z wydań (w sumie 15), dochodząc w ostatnim do 790 przepisów. Dziś książka jest obowiązkową pozycją w kuchennej biblioteczce każdej włoskiej pani domu.

 

 

Pellegrino Artusi urodził się i wychował we Forlimpopoli nad Adriatykiem w regionie Emilia-Romania w licznej i zamożnej rodzinie kupieckiej. Po studiach w Bolonii, przejął rodzinny biznes i prowadził go z sukcesem do napaści Il Passatore w 1851 r. Po tej tragedii Artusi przeniósł się z bliskimi do Florencji  poświęcił się finansom oraz swojej największej pasji – gotowaniu i pisaniu, choć sam kucharzem nie był. Po śmierci rodziców odziedziczył niemały spadek, który pozwolił mu na podróże po całym niedawno zjednoczonym kraju i na zbieranie przepisów z różnych zakątków Włoch. Zafascynowany tym, jak różnorodna jest włoska kuchnia, chętnie próbował nowych dań, pytał o szczegóły ich przygotowywania, a następnie sam odtwarzał potrawy w domu.

Celem Artusiego było napisać książkę o kuchni Włoch Środkowych, próbował usystematyzować przepisy, odwołując się również do kuchni innych regionów. Bo kuchnia włoska to skrót myślowy.  Regiony we Włoszech dzieli 2 tysiące kilometrów – zaczynają się w Alpach, kończą w Afryce, otoczone przez morza i góry, dzięki temu pełne bioróżnorodności. Do tego tak wiele historycznych wpływów wielu kultur: Rzymianie, Grecy, Arabowie, Etruskowie, Tyrolczycy, sefardyjscy Żydzi – oni tworzyli również świat kulinarny dzisiejszej Italii.

 

 

Pierwsze wydanie nie wzbudziło euforii, więc sprzedawał książkę, którą sam zwał niechcianym Kopciuszkiem,  wysyłkowo. Wtedy zaczęły przychodzić listy, mnóstwo listów od różnych pań, gospodyń, znajomych i nieznajomych, z poradami, zmodyfikowanymi recepturami, komentarzami.  Artusi pisał i testował przychodzące przepisy. To  właśnie przyczyniało się do kolejnych wydań. Możemy więc powiedzieć, że współautorów książki są setki. Ciekawostką jest, że – nie posiadawszy potomstwa – prawa wydawnicze do książki zostawił… swoim dwóm kucharkom.

We wszechobecnej modzie i wysypie książek kulinarnych, „Włoska sztuka dobrego gotowania” to perełka, a sam Artusi to nie celebryta, wykreowana gwiazda telewizyjna jednego sezonu, lokomotywa reklamowa czy wydmuszka stworzona przez speców od marketingu. To wielka, historyczna marka. W rodzinnym mieście Forlimpopoli ma swój Instytut CasArtusi, z poważną szkołą kulinarną, do której ciągną ludzie z całego świata. Jego dzieło przetłumaczono na prawie wszystkie języki i wciąż jest przedmiotem pożądania wielu pasjonatów sztuki kulinarnej.

„O ile kto nie ma ambicji wspięcia się na kuchenny Parnas, to – by zostać kucharzem – wcale nie musi urodzić się w rondlu, zamiast czepka. Takie jest moje zdanie. Wystarczą pasja, skrupulatność, precyzja w wykonywaniu kolejnych czynności. No i – rzecz oczywista – do receptury należy zawsze dobierać produkty najprzedniejsze, gdyż właśnie one są gwarancją sukcesu.” pisze Artusi we wstępie do swojej książki.

Zatem przyjemnej uczty dla ciała i ducha!