I co z tym pigwowcem?

Pigwowiec czy pigwa? Często mylone, co prawda spokrewnione, ale to dwa zupełnie różne owoce. Pigwa to duże białe kwitnące drzewo z owocami podobnymi do dużej gruszki. Legendy mówią, że to owoc pigwy skusił Ewę. W starożytnej Grecji i Rzymie był poświęcony Afrodycie i Wenus. Pigwowiec, pięknie obsypany wiosną czerwonymi kwiatami krzew, wydaje na świat owoce wyglądające, jak małe żółte jabłuszka, z twardą, lepką skórką. To skarbnica witamin i pektyn, można je jeść na surowo, pokrojone w cienkie plasterki, są znakomitym, zdrowym dodatkiem do herbaty. Przed spożyciem wystarczy oczyścić je z nasion. Świetnie nadają się na przetwory: nalewki, kompoty, konfitury, galaretki, syropy. Dawniej owoce pigwowca wkładano do szafy na bieliznę, by nadać jej ładny, delikatny zapach.

 

 

 

„Przyroda jest lekarstwem wszystkich chorób” mawiał Hipokrates i właśnie podobno jego dziełem była pierwsza nalewka. Do Polski moda na nalewki (nazywane wtedy kordiałami) dotarła prawdopodobnie z Henrykiem Walezym, w szlacheckich dworkowych apteczkach stało po kilka gatunków, wypijanych do … śniadania, a ich receptury przekazywano z pokolenia na pokolenie, nierzadko dopiero w testamencie. W medycynie ludowej także zalecano spożywanie nalewek, przypisując im korzystne działanie w wielu dolegliwościach. Dwa naparstki zamiast anyżówki zamiast kropli żołądkowych? Czemu nie. Panny na wydaniu zbierały owoce na nalewkę, a starający się kawaler, poczęstowany nalewką, mógł uznać oświadczyny za przyjęte.

 

 

Osobiście żadnej receptury po przodkach, niestety, nie odziedziczyłam. Od wielu lat natomiast mamy z Przyjaciółmi tradycję dorocznego spotkania pod roboczą nazwą „dożynki”. To już dojrzali „nalewkowicze”, doświadczeni, z bogatym dorobkiem i repertuarem smakowym. Czego tam nie ma: klasyczne wiśniówki i malinówki, ale też orzechówki, imbirówki, kawówki, do wyboru do koloru. Niezłomną zasadą jest, że na stole może znaleźć się wyłącznie jedzenie własnej produkcji. Każdy przynosi swoje spécialité de la maison. Degustujemy więc podczas „dożynek” domowe wyroby, wymieniamy się i udoskonalamy receptury.

 

 

Trzy sezony temu zadebiutowałam własnoręczną pigwówką! Pewnej jesieni, odkrywając różne zakątki ogrodu, ujrzałam niewielki krzew obsypany żółtymi „jabłuszkami”. Olśniło mnie, że to przecież pigwowiec. Wiosną był pięknie obsypany czerwonymi kwiatuszkami i nie sądziłam, że zbiorę z niego 10 kg owoców! Tym razem, oprócz oddania części plonów w dobre ręce, postanowiłam spróbować sama coś stworzyć. Korzystając z instrukcji bardziej doświadczonych koleżanek, pokroiłam, zalałam, przefiltrowałam, odstawiłam i uzbroiłam się w cierpliwość. Przez okrągły rok, zaglądając do piwniczki, delektowałam oczy klarownym bursztynowym płynem w pękatych butelkach, aż wreszcie nadszedł moment prawdy. Debiut okazał się nadzwyczaj udany a wymagający znawcy trunku zawyrokowali mi karierę, choć wszystko oczywiście jest  indywidualną kwestią upodobań. Poszłam za ciosem. Od tamtej pory już co roku, październikowe zbiory dojrzewają w słojach w towarzystwie odpowiednich płynów a zima nie taka straszna, gdy można odpowiednio wzmocnić organizm. Ponieważ w moim domu nic się nie zmarnuje, pokrojone, dobrze nasączone owoce są wspaniałym dodatkiem do herbaty, zamiast cytryny albo intrygującym wkładem do rogalików.

 

 

W tym roku do piwniczki dołączyła także konfitura z pigwowca z rumem. Któregoś dnia z zeszycika wypadła karteczka z recepturą, więc nie mogło być inaczej. Piękna i błyszcząca głębokim brązem o równie głębokim smaku, będzie świetnie komponować się na przykład z gęsiną, w której szał niedługo wpadnę. Wszak św. Marcin zbliża się wielkimi krokami. Tymczasem dla wytrwałych receptury poniżej. Kto choć raz kroił pigwowca, ten wie… Nowicjuszy ostrzegam: grube rękawiczki, ostry nóż, dużo czasu, siły i cierpliwości  :-)

 

 

Pigwówka

 

 

1 kg owoców pigwowca

1 l spirytusu

1 l wody

50 dag cukru

3-4 łyżki miodu, najlepiej akacjowego (odradzam gryczany i rzepakowy)

Przyprawy: 2 kawałki kory cynamonu, kilka goździków, laska wanilii

3 cytryny

1 pomarańcza

 

Owoce umyć (nie obierać!), przekroić, usunąć pestki i twardy środek, pokroić w cienkie plasterki, włożyć do słoja wraz z sokiem z 2 cytryn, zasypać 20 dag cukru, szczelnie zamknąć i odstawić na 12 godzin w ciepłe miejsce. Gdy owoce puszczą sok, zalać spirytusem z przegotowaną wodą, dodać miód i przyprawy. Zamknąć i odstawić na 6 tygodni w ciepłe, nasłonecznione miejsce. Po tym czasie zlać nalew, wrzucić do niego cienko pokrojoną skórkę z pomarańczy i cytryny. Owoce zasypać 30 dag cukru i odstawić w ciemnym miejscu na kolejny tydzień. Potrząsać co jakiś czas słojem, żeby cukier dobrze się rozpuścił. Można dolać odrobinę wody. Następnie połączyć nalewy, przefiltrować (np. przez podwójną gazę), odstawić znów na tydzień. Przefiltrować ponownie, zlać do butelek i zakorkować, ewentualnie zalakować. Odstawić w chłodnym, ciemnym miejscu, co najmniej na rok.

***** 

 

Konfitura z pigwowca z rumem

 

 

1 kg owoców pigwowca

70 dag cukru

150 ml wody

250 ml rumu gold

 

Owoce umyć (nie obierać!), przekroić, usunąć pestki (nie wyrzucać!) i twardy środek, pokroić na drobne kawałki. W garnku z grubym dnem zagotować syrop, zasypując pestki cukrem i zalewając wodą. Odcedzić pestki łyżką z grubymi oczkami. Dodać pokrojone owoce, dolać rum i zagotować na małym ogniu. Gotować kilka minut, nie mieszając, tylko potrząsając garnkiem. Gotowanie powtórzyć następnego dnia kilka razy – gotujemy, studzimy, gotujemy studzimy, aż konfitura zgęstnieje i zmieni kolor na brązowy. Po ostatnim gotowaniu, gorącą konfiturę przełożyć do suchych słoików, szczelnie zakręcić, postawić do wystygnięcia do góry dnem.