Wino, o którym marzę

„Może coś napiszesz?” zapytała Ania, przy okazji rozmowy na temat Grünera. Temat? „Może coś na czasie w dobie koronawirusa?” Ciężki okres dla nas wszystkich. Czas, kiedy przebywając w izolacji zacząłem oddawać się czynnościom, na które w codziennym pędzie wiecznie brakuje mi czasu. Praca, degustacje, szkolenia, eventy. Teraz nadrabiam, a na szafkach leżą sterty odłożonych od dawna książek, starych płyt muzycznych, filmów, a w tym wszystkim nie mogło przecież zabraknąć wina.

Jakie wino w czasie pandemii?

W tym miejscu powinienem polecić coś, co większość czytelników mogłaby bez większych problemów zakupić już dziś. Czas izolacji skłonił mnie jednak do wielu przemyśleń. Z początku atakujące zewsząd informacje związane z wirusem wywoływały wiele niepokoju. Co będzie ze mną za miesiąc, poł roku, rok? A że zawsze podpierałem się maksymą, że życie jest zbyt krótkie, żeby odmawiać sobie przyjemności, zacząłem otwierać wszystko, co najlepsze. No i poszło. 10 letni Châteauneuf-du-Pape, Brunello od topowego producenta, stary Priorat, jakiś Szampan, proszę bardzo.

W pamięci mam też tekst Marka Bieńczyka, który podkreślał, że wina są od tego, żeby je pić, a nie kolekcjonować i że często pijemy wina za stare, zbyt długo trzymając je na specjalną okazję. Pandemia to też czas wspomnień, w tym najlepszych win, jakie piłem. Ponad 12 lat pracy z winem, setki degustacji, tysiące spróbowanych butelek. Wśród wielu z nich, często od najlepszych producentów, uważanych wręcz za ikony światowego winiarstwa, dziś w głowie siedzi to jedno, wyjątkowe wino.

Ponad 300 dni słońca

Przenieśmy się teraz na południe Francji, do Langwedocji. Region, gdzie przez ponad 300 dni w roku świeci słońce, daje wymarzone warunki do produkcji wina. Wśród wielu tamtejszych producentów, których poznałem, jest Mas de Daumas Gassac. Aimé Guibert, prawnik z zawodu, kupił w 1970 r. posiadłość na zboczu wzgórza w pobliżu wioski Aniane, na północny-zachód od Montpellier, w samym sercu departamentu l’Herault. Aimé posadził winorośl w 1971, a pierwsze wino uzyskał w 1978.

W tym miejscu należy wspomnieć, że w regionie typowym dla odmian takich jak Syrah, Grenache, Carignan, Mourvedre czy Cinsault, za namową swojego przyjaciela posadził Cabernet Sauvignon. Po latach znany również jako człowiek, który „przegonił” z Langwedocji Roberta Mondaviego, czy też z barwnych wypowiedzi na temat Michela Rollanda w serialu Mondovino. Jego flagowe wino Mas de Daumas Gassac rozsławiło region na cały świat, a dziś pojawia się w kartach win najlepszych restauracji na wszystkich kontynentach.

Ale jest jednak coś jeszcze. Jedno, wyjątkowe, niedostępne wino. To Cuvée Émile Peynaud. Nazwane na cześć legendarnego francuskiego enologa, profesora  Émile Peynaud. Hołd dla człowieka, który z produkcji wina utworzył prawdziwą sztukę. Niewielu miało okazję je pić. W roczniku 2015 wyprodukowano zaledwie 1754 butelki (plus niecałe 200 butelek magnum). To ostatni rocznik tego wina. Więcej nie ma i nie będzie. Potomkowie Aimé wycięli już krzewy z tej parceli, koncentrując się na produkcji pozostałych win.

Wyjątkowe szczęście sommeliera

Teraz, jako dyplomowany sommelier powinienem wstawić jakąś rozbudowaną notkę degustacyjną. Nic z tego. Czysty Cabernet Sauvignon, powolna fermentacja, długa maceracja, 2 lata w beczce, niefiltrowane. Rubinowa czerwień, niezwykła gęstość, głęboka moc aromatów i potężna struktura. To jedno z takich win, dla których techniczny opis zdaje się mało znaczącym dodatkiem. Klasa, finezja, równowaga, elegancja? To też mało. To wino jest absolutnie fantastyczne.

Kilka lat temu, dzięki uprzejmości jednego z moich gości, piłem roczniki 2007 i 2008. Kiedy odwiedziła mnie Victorine Babé, przedstawicielka winnicy, pochwaliłem się, że piłem to wyjątkowe wino 2 razy. Ku mojemu zdziwieniu odpowiedziała: „To masz szczęście. Jest to na tyle limitowany produkt, że nawet ja, która pracuję tutaj już 5 lat, próbowałam je tylko raz”.

To wino, które piłem i o którym zarazem wciąż marzę. Czy można zjeść ciastko i mieć ciastko? Szczęśliwym trafem można. Do Polski trafiło jedynie 6 butelek tego wina. Od kilku miesięcy, jestem szczęśliwym współposiadaczem jednej z nich. Nie pytajcie, jak gdzie i za ile, bo to był wyjątkowy prezent od wyjątkowej osoby. I wbrew ostatnim przekonaniom, że trzeba otwierać, że nie wiadomo co będzie, że pijmy zanim będzie za późno, odłożę je na specjalną okazję. Tym razem zaczekam. Wiem, że warto.

 

Wszystkie zdjęcia z archiwum producenta wina.

Autor: Jan Bester, dyplomowany sommelier, na co dzień reprezentuje firmę Winkolekcja