Jesienna obfitość czyli nadbużańskie smaki i smaczki

Jesienna Obfitość – ziemniaki, grzyby, jabłka. Radośnie i smacznie spędziliśmy z kulinarną bracią i fanami dobrego jedzenia, ostatni weekend września. Było to już drugie spotkanie z cyklu Pory roku zorganizowane przez Fundację Akademia Pana Wielądko w Gródku nad Bugiem, prasłowiańskim miejscu mocy, pośród lasów i łąk, z widokiem na meandry, niegdyś świętej, rzeki  Bug. Syciliśmy oczy i podniebienia jesiennymi darami Matki Natury, rozmawialiśmy o tradycjach, Małgosia Buttitta przypominała nam o zadziwiającym znaczeniu potraw w naszej kulturze. W tym czasie przypadał Nowy 5780 Rok hebrajski, co symbolicznie uczciliśmy jabłkiem z miodem i berberysem.

 

 

O Gródku krąży wiele legend, na przykład o zakopanym skarbie, ukrytym podczas przemarszu wojsk Napoleona, podziemnych komnatach i lochach zamku. Z pewnością to miejsce pełne magii i czuć tu ducha burzliwej historii. W latach 50. w efekcie prac archeologicznych natrafiono tu na groby z okresu rzymskiego, cmentarzysko, obiekty neolityczne, relikty kultury łużyckiej, ślady budynków mieszkalnych i gospodarczych z wczesnego średniowiecza, zabudowania folwarczne z XVII wieku czy okopy strzeleckie z obu wojen światowych.  Na terenie obecnego ośrodka zobaczymy fragmenty wału obronnego, fosę, zarys baszty na rzucie koła. Roi się tu od zacnych nazwisk: przez lata własność Radziwiłłów, tu dorastał Edmund Chojecki, znany jako Charles Edmond – pisarz, dziennikarz i podróżnik, posiadłość dzierżawiła w latach 30. XX wieku Aleksandra Piłsudska, organizując na łonie natury wypoczynek dla ubogich dzieci z Warszawy. Dziś to wygodny pensjonat i domki ukryte wśród drzew, miejsce idealne do odpoczynku z dala od zgiełku i naładowanie baterii wśród dziewiczej przyrody.

 

 

Pod koniec września, wiało już trochę chłodem, jednak, gdy po porannym deszczu opadły mgły i na wielkim błękicie nadbużańskiego nieba, zagościło słońce, mogliśmy podziwiać jesienne pejzaże tego sielskiego zakątka w pełnej krasie. Jedni poszli na grzyby pod przewodnictwem niezłomnej i chyba najlepszej „grzybiary”, jaką znam, blogerki Izy Kulińskiej vel Smaczna Pyza. Drudzy złapali za wędkę i zniknęli w niedalekich szuwarach. Jeszcze inni przysiedli z filiżanką kawy na tarasie albo dumali na pomoście przy wtórze ptactwa i pluskających w rzece ryb. Pod stopami szeleściły kolorowe liście i turlały kasztany. Tak właśnie jest w Gródku nad Bugiem. Czas się zatrzymuje, nikt się nie spieszy, przyspieszasz kroku tylko wtedy, gdy już czujesz każdą komórką ten pyszny obiad, który przygotowuje Pani Agnieszka ze swoją nieocenioną ekipą w kuchni. Tym razem dołączyła do niej Joasia Jakubiuk i wspólnie wydobywały nieoczywiste smaki i połączenia, od przystawek po desery.

 

 

Po obiedzie, Ewa Mitowska z Mitowskiej Zagrody w Seroczynie czekała już na nas z warsztatami rękodzieła, gdzie można było wyczarować różne cuda i cudeńka. Żeby tradycji stało się zadość, piekliśmy z Ewą prawdziwego sękacza, bez dróg na skróty, w piecu opalanym drewnem, z wałkiem na ruszcie. Zaskoczyła nas czymś jeszcze: winem musującym z soku brzozowego według przepisu Marcjanny z Jawornickich Oborskiej z 1825 r.! Pozostając  przy smakach nieoczywistych: pod czujnym okiem Izy Kulińskiej, zamykaliśmy w butelkach… kurkówkę! Tak, na kurkach też można zrobić nalewkę i jest to coś przepysznego. Kolacja biesiadna z ogniskiem przyniosła kolejne rarytasy z zebranych w ciągu dnia grzybów i złowionych w rzece ryb.

 

 

Obfitość i prostota jednocześnie, wykorzystanie lokalnych produktów, tego, co daje pole, łąka, sad, las, poszanowanie natury i życie w zgodzie z nią, wyznaczane przez zmieniające się pory roku. Taką filozofię wyznają również Gospodarze Latosowa, Kasia i Bartek. Nie mogłam sobie odmówić wizyty, przejeżdżając tak blisko. Żałuję, że były to tylko 24 godziny, bo miejsce jest warte dłuższego pobytu. W środku „niczego”, kilka kilometrów od Kosowa Lackiego, rzut beretem do Nadbużańskiego Parku Krajobrazowego i żabi skok do rzeki Bug. Sarny, lisy, borsuki czy łosie przychodzą tu pod drzwi, za płotem ląduje czarny bocian Wojtek, o świcie budzą żurawie, gniazdują czajki i moc różnorodnego kolorowego ptactwa.

 

 

Dom gościnny to stara przeniesiona okoliczna chałupa, z drewnianymi gankami i dobudowanym podcieniem wspieranym przez grube drewniane kolumny, pod którym zjemy śniadanie czy wypijemy kawę na tarasie, wyłożonym stuletnimi cegłami. W środku stara kuchnia kaflowa z piecem chlebowym, gliniany kominek, kąśnięte zębem czasu sprzęty i garnki.  Zgodnie z filozofią „zero waste”, poza starociami, w które ponownie tchnięto duszę, palety i skrzynki, jako podstawy łóżek lub szafki. Obok domu, w stuletnim spichlerzu sauna parowa czyli tzw. ruska bania a na zewnątrz, całoroczna, opalana drewniana beczka kąpielowa!

 

 

Gospodarstwo jest właściwie samowystarczalne. Ogród pełen dzikich krzewów, warzyw, owoców, ziół, na permakulturowych pryzmach własne ziemniaki (przepyszne!!!) W zagrodzie kury, indyki, kozy, koń i kucyk. Wśród domowników psy i koty. Karmią tu obłędnie! Prawdziwie, zdrowo i ekologicznie. Nie są to tylko puste słowa. Przetwory z własnych upraw, wędzone wędliny, jajka od szczęśliwych kur, podpuszczkowe sery na bazie koziego mleka, znakomite nalewki i piwo kozicowe, dżem z zielonych pomidorów, konfitura z przedwojennych truskawek czy migdałowy syrop z kwiatów czeremchy. Stare, sprawdzone przepisy ale też powiew nowoczesności. Łączenie smaków i kultur, przywiezione z podróży przyprawy, dzikie zioła rosnące na łące za domem. Z suszonych ziół powstają słowiańskie herbatki a z darów sadu, wyciskane ręcznie drewnianą prasą, soki.

 

 

W tym całym sielskim, wiejskim kolorycie, najważniejszym składnikiem przepisu na rajskie, choć czasem słodko-gorzkie życie, jest autentyczność, szczerość i wielkie serce, wkładane przez Gospodarzy we wszystko, co robią. Chcę tam wrócić i to prędzej niż później!