Trzeba marzyć

Środek zimy. Narciarze w swoim żywiole. Ciepłolubni za to wyglądają niecierpliwie jej końca. Kalendarzowo jeszcze dwa miesiące. A potem… listki nieśmiało wypatrujące słońca, pierwsze pąki, w końcu wybuch zieleni i feeria wiosennych barw. Jaki mamy klimat, każdy wie i ciepło jest pojęciem względnym w naszym kraju, ale umówmy się, że ciepło. Tym, którzy już dziś planują wypoczynek w plenerze, na tzw. długie weekendy lub dłuższy urlop, polecam gorąco jedno z moich ulubionych mazurskich miejsc: Wioskę Rowerową w Piaskach nad jeziorem Bełdany.

 

Przez lata omijałam Mazury, spędzając każdą wolną chwilę na odludnych południowo-wschodnich krańcach Polski. Aż Przyjaciółka w jeden z lipcowych weekendów zabrała mnie na tzw. koniec świata nad Śniardwy do uroczego Niedźwiedziego Rogu i eksplorowałyśmy przy okazji najbliższą okolicę. Męczą mnie popularne mazurskie kurorty, tłumy ludzi i wszechobecny jazgot, a tu okazało się, że jak się dobrze poszuka to można znaleźć takie “smaczki”,  jak Wioska Rowerowa w Piaskach nad Bełdanami w samym sercu Puszczy Piskiej. Jedno z miejsc, gdzie, gdy pojawiłam się pierwszy raz, miałam wrażenie, że już tu kiedyś byłam. Déjà vu? Fakt jest taki, że wracałam tam nie raz. Wiosną i latem, bo tylko wtedy ośrodek jest otwarty. Swoistą tradycją stało się już świętowanie tam moich urodzin :)

 

IMG_2002

 

Jeśli ktoś szuka ciszy, spokoju, kontaktu z naturą i lubi aktywnie spędzać czas, to miejsce idealne. Luksusów nie oczekujcie, bo nie o to tu chodzi. Jest skromnie ale wygodne i czysto, a pokoje od strony jeziora gwarantują zachody słońca, jak z obrazka. Smakosze będą usatysfakcjonowani przepyszną domową kuchnią z “poważnymi” porcjami, więc raczej nikt nie wyjdzie z restauracji głodny.  Jak sama nazwa wskazuje, Wioska Rowerowa to porządny sprzęt rowerowy, który daje radę dziesiątkom kilometrów najgorszych leśnych wertepów (przetestowałam osobiście!), dzięki czemu można „zagubić się” i podziwiać ukryte zakątki, których nie widać z asfaltowych dróg. W ośrodku dostępny jest przewodnik z bardzo dobrze opisanymi trasami, z myślą o gościach mających tendencje do znikania bez opamiętania w leśnych ostępach tak, aby mogli bezpiecznie i za dnia wrócić na kolację.

 

 

Miłośnicy sportów wodnych też znajdą coś dla siebie. Z Wioski Rowerowej można płynąć żaglówką do Mikołajek, Giżycka, Węgorzewa lub Pisza, a także popłynąć w rejs ekskluzywnym statkiem hotelowym – MS Classic Lady . Z Kapitanem Tomkiem i jego doświadczonymi marynarzami bezpiecznie zawiniecie do każdego portu i przetrwacie białe szkwały. W nadchodzącym sezonie zapowiadają się ciekawe weekendy tematyczne: warsztaty biegowe, z jogą , fotograficzne, grzybobranie i jagodobranie. Amatorzy wędkowania mogą spędzić kilka dni na komfortowej barce i łowić pod okiem eksperta prawdziwe okazy, a tamtejsze jeziora obfitują w szczupaki, leszcze, okonie, karpie, sandacze, płocie, wzdręgi i węgorze. Last but not least: uśmiechnięci i życzliwi ludzie, pełen profesjonalizm, ale bez tzw. zadęcia i narzucania się. Niezmotoryzowanym ośrodek zapewnia też tani transport z Warszawy i z powrotem: w każdą sobotę od maja do września można wsiąść do autokaru na lotnisku Okęcie bądź  Dworcu Centralnym i wysiąść pod samymi drzwiami w Wiosce Rowerowej.

 

 

Istnieją jednak poważne ryzyka, o czym czuję się zobowiązana powiadomić wrażliwych romantyków (sama zresztą zaliczam się do tego grona): obecność naturalnych wyciskaczy łez czyli promienie słońca skrzące się w tafli jeziora, szum tataraku, klangor żurawi, magiczne zachody słońca i niebo pełne spadających gwiazd…

 

 

Ryzyka te mają czasem poważne konsekwencje, zwłaszcza, gdy w majowy świt budzisz się i nie wiesz, co ze sobą zrobić, idziesz więc do budzącego się lasu, witać  nadchodzący dzień, a za towarzystwo tylko czysta, niezmącona natura. Odzyskujesz spokój i nagle przypominasz sobie, że kiedyś pisałaś wiersze. Wracasz, siadasz nad brzegiem jeziora, bierzesz pióro i przelewasz na papier dno duszy…

 

Odnaleziony świt

 

wpadł jak drapieżca

przedwczesny świt

zakończył znienacka

niewyspaną noc

boleśnie zaskoczył

kipielą myśli

otulił zapachem lasu

budzącego się soczystą zielonością nadziei

świeżą rosą łez

zmył gorejące policzki

kryształowym chórem ptaków

zaśpiewał pieśń nową

oznajmiając kres burz

wichry wojny uciszył

obejmując

mazurski błękit czubkami sosen

drżące ciało ukoił

ogrzał promieniem wschodzącego słońca

prawdziwą mnie odnalazł

 

 

Niepoprawna, romantyczna dusza zagnała mnie kiedyś na koncert „Trzeba marzyć”, który akurat w dniu moich urodzin odbywał się w Leśniczówce Pranie nieopodal. Wspaniała wokalistka Anna Stankiewicz śpiewała utwory Kofty, Wołka, Czapińskiej w towarzystwie znakomitych muzyków:  Janusza Strobla i Trio Andrzeja Jagodzińskiego. Siedziałam sobie w tym ogrodzie z unoszącym się duchem Gałczyńskiego, tworzącego tam niegdyś swoje poezje,  zasłuchana w nutki, niosące się echem po  nieskalanej  tafli Jeziora Nidzkiego, czułam, że właśnie „tu i teraz” jest tym właściwym spotkaniem się czasu i miejsca, gdzie powinnam być. Jedna z chwil, kiedy do szczęścia już więcej nie potrzeba.  Byłam wtedy (i nadal jestem) pewna jednego: trzeba marzyć :) Posłuchajcie sami…