Wiosennie na bieszczadzkich manowcach

Przełom maja i czerwca. Waliza pęka w szwach. W końcu jadę na tydzień w Bieszczady, więc pogodowa loteria. Kurtka ciepła, kurtka lżejsza, wiatrówka, polar, bielizna termiczna, spodnie z odpinanymi nogawkami, krótkie spodenki, kapelusik. Życzenia się spełniają… Na miejscu kupuję T-shirty, bo wzięłam za mało krótkiego rękawka na tropikalne upały.

 

 

Dla mnie powrót do naturalnego bieszczadzkiego rytmu czyli rada dusza do raju – cztery pory roku, co najmniej raz każda. Dla mojej Przyjaciółki Asi, powrót po latach, choć teraz podróż zdecydowanie krótsza niż 27 godzin z Wielkopolski – swoją drogą wtedy to była przygoda. Zakorzeniłam się na wetlińskim Manhattanie (kto był ten wie!) i nie wyobrażam sobie mieszkania gdzie indziej, choć pięknych miejsc w Bieszczadach jest wiele i próbowałam odwrócić trend. Ot, moje miejsce, gdzie czuję się jak w domu. Gdzie Przyjaciele i Sąsiedzi zawsze witają uśmiechem i otwartymi ramionami – żeby nie było: dobrym trunkiem też!  ;-) Gdzie mam się z kim pośmiać i komu wypłakać, z kim pogwarzyć i z kim pomarzyć. Gdzie, idąc rano po świeże bułeczki na dół do ABC, mam świadomość, że mogę je zjeść dopiero następnego dnia, bo ta niepozorna wycieczka może obfitować w nagłe zwroty akcji i trzeba na przykład odpocząć nieco dłużej na trawniczku bądź ławeczce – siaty z zakupami ciężkie, wiadomo….

 

 

 

Marzenie o domku w górach miewamy wszyscy. Na nas czeka tym razem to zrealizowane przez Ediego czyli Bieszczadzkie Marzenie, urocza chata z bala u podnóża Hnatowego Berda, z dala od gwarnej głównej drogi, przy żółtym szlaku, zwanym Szlakiem Złotym, wiodącym na Przełęcz Orłowicza, a dalej na Smerek i Połoninę Wetlińską. Krótko mówiąc: góry za progiem. Planujemy wycieczki w plener, ale przecież nie jesteśmy na wyścigach i mamy mnóstwo czasu, więc przy śniadaniach na tarasie upajamy się codziennie zjawiskowym widokiem, pasiemy oczy soczystą zielenią, w dole szemrze strumyk, ptaszyny dają koncert na miarę filharmonii. Bujamy się z kawką na huśtawce: zostać czy iść, iść czy zostać. Góry wołają: chodźcie…

 

 

Na rozgrzewkę Połonina Wetlińska. Busem z Wetliny na Przełęcz Wyżną, 1 h 15 minut żółtym szlakiem w górę. Wejście najkrótsze, najmniej wymagające kondycyjnie, ale nie łudźmy się, że to spacerek. Dwadzieścia kilka stopni na plusie w cieniu, nieprawdopodobny błękit nieba, słońce praży niemiłosiernie (po powrocie do miasta twarzowy brąz i niedowierzanie otoczenia, że jednak nie Bahamy, w sumie  też na B… ). Na połoninach ożywczo wieje, ale łba nie urywa, jak to czasem potrafi. Leżakujemy w trawie przy najwyżej położonym bieszczadzkim schronisku czyli bajkowo nazwanej Chatce Puchatka. Tłumów nie ma, jest bosko. Wracamy trzy godziny przez Przełęcz Orłowicza do Wetliny, prosto w progi naszej chaty.

 

 

Bujamy się na huśtawce, pojękując cichutko od czasu do czasu. Po wetlińskich wieczorach trudniej rano wstać, wczorajsze zakwasy też dają znać. Na niebie drobne obłoczki, połoniny przykryte lekką mgłą, cumulonimbus na horyzoncie nie zapowiada jednak niczego dobrego. Nie lubimy kusić losu. Jedziemy w podróż sentymentalną. Zatwarnica, niewielka wieś w dolinie Sanu, nad potokiem Głęboki, pomiędzy Połoniną Wetlińską i Smerekiem na południu oraz pasmem Otrytu od północy. Tu diabeł mówi dobranoc. Cisza dzwoni w uszach. Wokół ciekawe szlaki piesze i rowerowe. Brniemy przez wertepy do Suchych Rzek – tu już nawet diabeł nic nie mówi… Słychać tylko echa nieistniejącej już harcerskiej bazy turystycznej sprzed lat. Niebo wciąż łaskawe, więc ścieżką przyrodniczą zahaczamy o wodospad na potoku Hylaty, dawniej zwany Szepit – ośmiometrową dość efektowną kaskadę.

 

 

W drodze powrotnej zaglądamy do drewnianej cerkwi pw. św. Mikołaja w Chmielu, która dziś jest świątynią rzymsko-katolicką. Niewiele ich ocalało z historycznej zawieruchy. Dla mnie to miejsca magiczne, pełne majestatu, tajemnicy. Lubię spacerować po przycerkiewnych cmentarzach, porośniętych trawą i mchem, podumać. Drzewa wokół szumią o dawnych czasach, ludziach, ich radościach i smutkach. Kim byli? Jak żyli? Czy było im tu dobrze? Jakie mieli marzenia? Zamyślone trafiłyśmy do Smolnika nad Sanem. Tutejsza drewniana cerkiew w stylu Bojkowskim (dziś kościół katolicki) góruje samotnie nad okolicą w przepięknym starodrzewiu. Za każdym razem, gdy tam jestem, robi na mnie niesamowite wrażenie.

 

 

Jak Smolnik, to wiadomo, Wilcza Jama – karczma, obok której nie sposób przejść obojętnie. No ale weź teraz wybieraj… Wytoczyłam się więc po zupie szczawiowej, o której zamarzyłam rano, pierogach ruskich, pstrągu z tutejszego stawu z opiekanymi ziemniaczkami, no i serniczku – no bo jak zrezygnować z serniczka???.

 

 

Poza tym trzeba mieć siły na kolejny dzień wędrówki, a póki co ucieczkę przed nadciągającą już poważnie burzą. Burze też tu lubię – poza jedną, która kilka lat temu dopadła nas na połoninach, na własne życzenie zresztą (nasze nie jej). Domek co prawda parę razy lekko  się zatrząsł , ale cóż to, gdy wychodzisz i wdychasz jedyny w swoim rodzaju zapach powietrza po wiosennym deszczu. Nie błyska już? No to kaloszki i myk na wieczorny spacer. Czy już pisałam, że za to też kocham te moje cudne manowce?  :-)

 

 

Kocham, kocham, kocham  miłością pierwszą. O różnych porach roku, w słońcu czy deszczu, pokonany dziesiątki razy, a za każdym razem odkrywany na nowo. Bukowe Berdo – jeden z najpiękniejszych bieszczadzkich szlaków. Po łagodnym podejściu z Mucznego , na górze oczy cieszą wspaniałe widoki na Lutowiska, Muczne, Ukrainę, Kopę Bukowską, Krzemień, Halicz, Rozsypaniec, Szeroki Wierch i dolinę Terebowca oraz Połoniny i Rawki. Tym nie da się nasycić. Wieczorem zasypiasz z połaciami kipiącej zieloności pod powiekami, myślisz, że już wystarczy, a przy najbliższej okazji gnasz tam znów. Kto był ten wie.

 

 

 

 

Po tzw. sanatoryjnym dniu przerwy czyli chłodzeniu stóp w rzeczce Wetlince, wąchaniu stokrotek w trawie, popijaniu piwka z Wojkówki w Starym Siole, mizianiu zaprzyjaźnionej kotki z Gawry, spożyciu kociołka w dobrym towarzystwie,  przywołała nas królowa połonin: Caryńska.

 

 

Trochę już tłumnie było, bo weekend, ale umknęłyśmy z gwaru, wskakując szybciutko w Berehach na czerwony szlak. Jest on stąd krótszy, ale bardziej stromy. Mostki i schodki na początku są złudne, dalej już intensywne podejście. The winner takes it all. Na szczycie nagroda: genialna panorama na całe Zachodnie Bieszczady, Góry Sanocko-Turczańskie, Połoninę Wetlińską, Dwernik-Kamień, dolinę Caryńskiego, Przysłup Caryński (schronisko), pasmo Otrytu, Połoninę Dźwiniacką, gniazdo Tarnicy, Rawki oraz góry po stronie ukraińskiej i słowackiej. Schodząc zielonym szlakiem na parking na Przełęczy Wyżniańskiej (pod Małą Rawką) przeżyłyśmy chwile grozy. Na granicy lasu zostałyśmy ostrzeżone przez dwóch wędrowców, że obok wiaty grasuje rude zwierzę, myślimy sobie: lis. Wchodzimy. Faktycznie między drzewami coś się porusza. Nagle zza choinki wypada… jamnik, a za zakrętem na pniu powalonego drzewa odpoczywają jego uśmiechnięci właściciele. Na dół sturlałyśmy się ze śmiechu.

 

 

Na więcej przygód nie starczyło już czasu. Jeszcze obowiązkowy zakup prowiantu i przedłużenie bieszczadzkich smaków w mieście czyli wędliny z Wetliny od Marcina Dobrowolskiego z Willi Łuka i Tulin – autorskie wariacje na temat mięs i przypraw (ta najważniejsza to wielkie serce!). W drodze powrotnej pyszności u Nikosa w Wańkowej koło Olszanicy, który od 40 lat wytwarza tu sery typu karpackiego z mieszanki mleka krowiego, koziego i owczego.

 

 

Obładowane pysznościami, wspomnieniami, marzeniami, odjeżdżałyśmy w siną dal, z zamiarem jak najszybszego powrotu pod bieszczadzkie niebo. Bo ono jest tylko jedno jedyne. Nie do podrobienia!

c.d.n.

 

Mój subiektywny wybór miejsc

 

Noclegi

Chaty w Starym Siole

Cudne Manowce

Derkacz

Gawra

Bieszczadzkie Marzenie

Willa Łuka i Tulin

Krywa Chata

Pod Berdem

Wetlina Bez Zasięgu

Grzechowisko

Domki u Szoguna

Kulbaka apartamenty & konie

 

Gastronomia

Gościniec w Starym Siole

Chata Wędrowca

Karczma Brzeziniak

Wilcza Jama

Pod Kudłatym Aniołem

 

Galerie (warsztaty rękodzieła artystycznego)

Galeria przy Kręgielni, Wetlina

Galeria autorstwa Marianny Wójcik, Gościniec w Starym Siole, Wetlina

Galeria Fantasmagoria, Przysłup

 

Więcej  informacji znajdziecie na stronie Stowarzyszenia Rozwoju Wetliny i Okolic