Jagnięcy udziec w krzyżackim zamku

W tym roku mija okrągła rocznica mojego pierwszego mazurskiego rejsu, podczas którego jedyny raz odwiedziłam Giżycko. Właściwie oglądałam miasto tylko z jachtu, nocleg w porcie i dalej w rejs. Po 20 latach zawitałam tam znów, tym razem na stały ląd. Zmiany na lepsze widać gołym okiem.

 

 

Oczywiście Giżycko to mekka żeglarzy. Warto jednak zostawić łódkę w porcie i przejść się na spacer śladami historii. Na czele giżyckich zabytków stoi twierdza Boyen, fortyfikacja pruska z XIX wieku, wykorzystana obronnie podczas I wojny światowej. Wały, mury, stanowiska strzeleckie, przejścia, schrony – na obszarze 1 km kw. – zachowały się do dziś. W galerii twierdzy można obejrzeć interesującą makietę i wystawy okresowe. Na pobliskim wzgórzu nad jeziorem Niegocin wznosi się krzyż św. Brunona, poświęcony pamięci misjonarza z Kwerfurtu, który dotarł tu w 1009 roku. Jest to dobry punkt widokowy na miasto i jezioro. Kolejną atrakcją jest ręcznie otwierany most obrotowy z XIX wieku nad Kanałem Łuczańskim. 100-tonowa konstrukcja bez użycia jakichkolwiek silników otwierana jest w okresie letnim co godzinę. Przy moście rozpoczyna się promenada spacerowa prowadząca na plażę i do portu Ekomarina. Giżyckie 400-metrowe molo jest jednym z najdłuższych w Polsce. Z Ekomariny można wybrać się na rejs malowniczą trasą przez jeziora: Kisajno, Niegocin, Kisajno i Tajty, połączone trzema kanałami tworzą Wyspę Giżycką. Warto odwiedzić też 25-metrową wieżę ciśnień z 1900 roku, z której wieczorami można podziwiać piękne zachody słońca nad jeziorem Kisajno.

 

 

Przyjemnie mieszkało się w Hotelu St. Bruno, zbudowanym na podwalinach średniowiecznego zamku krzyżackiego. Zamek w Giżycku powstał ok. 1341 r. w miejsce dawnego zamku, którego początki sięgają 1285 r. Był siedzibą prokuratora zakonnego. Składał się z domu mieszkalnego i prostokątnego dziedzińca otoczonego murem, za którym znajdowała się fosa. W 1365 r. Litwini pod wodzą Kiejstuta spalili zamek, po czym Krzyżacy odbudowali warownię. W połowie XVI w. zamek przebudowano, nadając mu renesansowy charakter. Po sekularyzacji zakonu miał w nim siedzibę starosta książęcy. Później był rezydencją myśliwską tutejszych książąt, siedzibą dowództwa twierdzy Boyen, mieściło się w nim także muzeum, założone przez późniejszego prezydenta Niemiec, Paula von Hindenburga. Po rozbiórce dokonanej w XIX w. do naszych czasów zachowało się jedno skrzydło mieszkalne. Po II wojnie światowej nie prowadzono tam żadnych prac renowacyjnych, przez co zamek popadał w coraz większą ruinę. Obecny właściciel zainwestował w odbudowę ponad 28 mln zł, z czego 10 mln dofinansowania unijnego pozyskał w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Warmia i Mazury. Całość prac odbywała się pod nadzorem konserwatora zabytków i trwała półtora roku. Była to jedyna szansa na uratowanie niszczejącego zabytku i przywrócenie mu dawnej świetności.
Dziś czterogwiazdkowy hotel z zapleczem gastronomicznym, nowoczesnym centrum konferencyjnym, zespołem rekreacyjnym i centrum spa naprawdę robi wrażenie. Historyczne wnętrza hotelu doskonale współgrają z wystrojem nawiązującym stylistyką do lat 20. i 30. ubiegłego wieku. Panuje tu atmosfera luksusowego wypoczynku, a przestronne lobby, znajdujące się tuż przy recepcji tworzy przyjemne pierwsze wrażenie. Tzw. zadęcia absolutnie nie czuć :)

 

 



Mój zdewastowany kręgosłup domagał się odnowy, więc udało mi się wbić w wolne pół godziny masażysty pana Michała. Do przyjemności to nie należało, ale nie miało należeć, ważne że było skuteczne. Po kilku godzinach czułam się, jak nowo narodzona i bezboleśnie już mogłam obejrzeć świetny spektakl Marii Pakulnis i Mirosława Kropielnickiego „Seks dla opornych”, który tego wieczoru odbywał się w Letniej Restauracji tuż nad kanałem. Pani Maria pochodzi z Giżycka i często z sentymentem do niego wraca. Oczywiście hotelowe spa to nie centrum tortur krzyżackich;) Można się tam również zrelaksować podczas różnego rodzaju masaży i zabiegów pielęgnacyjnych, z użyciem profesjonalnych kosmetyków.

 

 

No i kulinaria czyli to, co tygrysy lubią najbardziej! Byłam pod wrażeniem od pierwszej chwili. Dwupoziomowa Restauracja Biblioteque to nie tylko piękne stylowe wnętrze w pastelowej tonacji, ale przede wszystkim jeden z najlepszych szefów kuchni Paweł Pyra wraz ze swoją ekipą. Ciepły klimat sprawia, że chce się tu być, a gdy na stół wjeżdżają kolejne dania o pięknej estetyce i jeszcze piękniejszym smaku, to nie chce się wychodzić. Tutejsza kuchnia oparta jest na polskiej tradycji, oferuje mnóstwo świeżych ryb, grzybów, zapomnianych polskich warzyw i owoców. Szef kuchni tworzy nowe kompozycje smakowe, zainspirowany dzikimi roślinami i kwiatami, wykorzystuje najlepsze regionalne produkty. Na śniadanie warto skusić się na jajka w koszulkach na plastrach wędzonych ryb i wędzonego boczku. Na obiad lub kolację o szczególną uwagę dopomina się zupa rybna, policzki wołowe, jagnięcina… Szef czasem zdradza swoje sekrety, oto więc jeden z nich:

Udziec barani z soczewicą
200 g mięsa z udźca baraniego marynujemy 24 godziny w następującym zestawie: 200 g włoszczyzny, 50 g czerwonego wina, 10 g czosnku, pakujemy próżniowo i gotujemy w temperaturze 62,5 st. C przez 11 godzin. Dodatki: 50 g soczewicy, 50 g włoszczyzny, 10 g oliwy, 200 ml bulionu jagnięcego, 50 g natki pietruszki, 50 g masła, burak ćwikłowy. Włoszczyznę kroimy w drobną kostkę i przesmażamy z soczewicą na oliwie, podlewamy bulionem , dusimy do miękkości, na koniec dodajemy masło i posiekaną natkę pietruszki. Buraka solimy solą z Wieliczki, owijamy folią aluminiową i pieczemy w 200 st. C ok. 2,5 godziny, obieramy i smażymy na oliwie, doprawiamy miodem i pieprzem (tłuczonym, nie mielonym) oraz octem jabłkowym. Marchew pieczemy w piecu w 200 st. C 1,5 godziny i po upieczeniu postępujemy, jak z burakiem. Danie przelewamy tzw. olejem rydzowym z młodego lnu.