Bursztynowa Wyspa, gładzica w Tawernie i Ptasi Raj

Czwartkowe popołudnie. Dla mnie już weekend. Wsiadam w Pendolino, w komforcie, przy kawie i ciasteczku, snuję plany: ryba, nie, najpierw morze, nie, najpierw ryba, a może jednak morze… Trzy godziny mija w ułamku sekundy. Gdańsk Główny, autobus nr 186 – kierunek Górki Wschodnie. Gdańska rafineria obejrzana od strony dotąd nieznanej, most nad Martwą Wisłą, przystanek Jodowa 02 i trzy minuty spaceru. Rzucam walizkę w uroczym domku z widokiem na rzekę. Późna godzina, prymat przejmuje więc ryba. W półmroku dogasającego dnia, biegnę z moją kochaną Beti przywitać morze. Niewidziany od czterech lat, wytęskniony Bałtyk. Tu i teraz nic do szczęścia już mi nie brakuje.

 

 

Plaża plażą, zachód słońca zachodem, nie byłoby weekendu nad morzem bez ryby. I to nie byle jakiej ryby. Przede wszystkim świeżej. Smażona gładzica z masłem czosnkowo-koperkowym, którą odkryłam nagle, ku uciesze moich kubków smakowych. A właściwie odkryto ją przede mną w nie byle jakim miejscu, bo w Tawernie pod Żaglami, najsmaczniejszym zakątku Sobieszewskiej Wyspy.  Urzeczona od wejścia, zakochana od pierwszego wejrzenia, uzależniona od pierwszego kęsa, uśmiana do łez. Przesympatyczni właściciele tego miejsca, Ania i Andrzej, nie tylko pysznie gotują, ale tworzą niepowtarzalną atmosferę i klimat. Doświadczeni w gastronomii od kilkunastu lat, to już ich trzeci lokal na Wyspie – na wyraźne życzenie gości – całoroczny. Zjeżdża się tu połowa Gdańska, jak nie cały. Jeśli ktoś poczuje się tu niezaopiekowany, niezadowolony, nienajedzony etc. to będzie chyba niespełna rozumu. A bywają tu wyrafinowani goście, oj tak. „Caffe latte bez mleka”, „menu dla psa”  i mój hit sezonu pod tytułem „Filet”: Ania stawia na barze danie. Pani pyta „co to jest?”, odpowiedź: „filet  z flądry”, na co pani: „drobiowy czy wieprzowy?”. Kurtyna.

 

Do końca pobytu gdzie indziej jadłam tylko gofry i lody, z racji takiej, że tu nie ma w menu, ale za to pyszne ciasta są. W temacie jedzenia będę więc monotematyczna. Choć w Tawernie monotematycznie wcale nie jest: wspomniana gładzica, flądra, dorsz, halibut, kergulena, łosoś, sola, pstrąg, okonki, sandacz, zupa rybna – palce lizać. Dla miłośników mięsa wybór też jest. A pierogi z jagodami…. Niech wystarczy to, że wtrąbiłam je po zjedzeniu całkiem pokaźnej porcji ryby, pieczonych ziemniaków i surówek. To zresztą coś niebywałego. Nie jadam na codzień wyłącznie kiełków i nie żywię się jedynie energią kosmiczną, jem normalnie. Chyba nadmiar jodu i szum fal sprawił, że chodziłam ciągle głodna. Co ja piszę. Jaka głodna. Ledwie wyszłam z domu po śniadaniu, z zamiarem zażycia słońca na plaży, zajrzałam najpierw na kawkę do Tawerny, a żeby nie było zbyt pusto na stole, to jeszcze goferka z sąsiedztwa przytargałam, z górą bitej śmietany i owocami, rzecz jasna. Dwie godziny plażowania wystarczyły, żebym zerwała się na równe nogi po smsie z hasłem „idziemy na obiad”. Nic dziwnego więc, że na posiłki chodziłam dookoła plażą 5 km zamiast 500 metrów chodnikiem. Zdarzyło się też i 30 km rowerem, bardzo dookoła całej Wyspy… Piwoszem nie jestem, jednak przy tym całym dobrodziejstwie, do posiłków popijałam kolejne odsłony Browaru Amber: Koźlak, Żywe, Złote Lwy, Johannes – i muszę przyznać, że zostałam mile zaskoczona.  Jeszcze milej zaskoczył mnie lokalny rzemieślniczy Browar Piwna przy ul. Piwnej, w sercu gdańskiej Starówki. Z nalewaków można tu dostać trzy rodzaje piwa. Oprócz klasycznych piw, takich, jak pils, pszeniczne, dunkel, marcowe lub porter bałtycki, w zależności od pory roku z kranów leją się: Kudłaty Elf, Pyskaty Troll, Zniewieściały Czarnoksiężnik, Rubaszny Krasnolud, Szczerbaty Smok.

 

Ale cóż więcej na Bursztynowej Wyspie? Zwana tak, gdyż Wyspa Sobieszewska leży w pasie Bursztynowego Wybrzeża, znanego ze swego bogactwa od najdawniejszych czasów – określa się tak fragment Mierzei Wiślanej, rozciągający się pomiędzy Śmiałą Wisłą na zachodzie a Zalewem Wiślanym na wschodzie. Bursztyn najobficiej wyrzucany jest na brzeg właśnie na tym odcinku, w sztormowych okresach roku. 120-letnia Wyspa Sobieszewska to właściwie nadmorska dzielnica Gdańska, oddalona od centrum miasta o 15 km. Jest jedną z trzech wysp polskiego pobrzeża Bałtyku i jedyną polską wyspą, która powstała w wyniku działalności człowieka. Otoczona od południa wodami Martwej Wisły, od północy wodami Zatoki Gdańskiej, od wschodu Wisły Przekop a od zachodu Wisły Śmiałej, ma niespełna 35 km kw. i 3,5 tysiąca mieszkańców. Mimo niewielkiej powierzchni jest rajem dla miłośników natury, plenerów, ciszy i spokoju. Plaże nadmorskie, wydmy, łąki, pola uprawne, stawy, jeziora przymorskie, rozległe trzcinowiska, kanały, bory sosnowe, las mieszany, leśne młodniki oraz sztuczne nasadzenia tworzące zarośla wierzbowe i olchowe – każde z tych siedlisk posiada specyficzną florę i faunę. Jednak największym bogactwem przyrodniczym Wyspy są ptaki – prawie 300 gatunków! Można spotkać tu ptaki, które w innych okresach roku przebywają tysiące kilometrów stąd np. w północnej Syberii czy na południu Afryki. Dla ptaków zostały utworzone na Wyspie dwa rezerwaty ornitologiczne: w zachodniej części rezerwat “Ptasi Raj” i we wschodniej – rezerwat “Mewia Łacha”. Wyspa Sobieszewska jest nie tylko wyspą ekologiczną, ale również Obszarem Chronionego Krajobrazu. Stąd na Wyspie, w Górkach Wschodnich, znajdują się dwie przyrodnicze placówki naukowo-badawcze: Stacja Biologiczna Uniwersytetu Gdańskiego i Stacja Ornitologiczna PAN.

 

Genialnie zwiedza się Wyspę na rowerze, szlakiem im. Wincentego Pola (24 km). Nawet, gdy po drodze na plaży wcinasz gofry i na horyzoncie wielkiej wody czai się ogromna chmura, a pięć kilometrów przed metą łapie cię letni deszczyk. Do Gdańska natomiast warto wybrać się tramwajem wodnym linii F6 (kursuje od 27 czerwca do 31 sierpnia, 10 zł osoba, 5 zł rower) – półtorej godziny rejsu, prawie, jak z kultowego „Rejsu”. Narodowe Centrum Żeglarstwa, rafineria znów od innej strony, most wantowy im. Jana Pawła II, Motława, Stara Stocznia i przystanek docelowy przy Targu Rybnym, naprzeciw imponującego budynku Filharmonii Bałtyckiej. Cóż w Gdańsku? Spacer nabrzeżem nad Motławą, Żuraw, morze bursztynu na ulubionej uliczce Mariackiej, lody przy Długiej, szwędanie się po malowniczej Starówce, wspomniany już  Browar Piwna i autobus linii 186 na Górki Wschodnie.

 

 

Trzy wieczory i dwa dni minęły, jak z bicza trzasł. Wystarczyło jednak, żeby kawałek serducha został w Sobieszewie. Bo Bursztynowa Wyspa tak ma – raz przyjedziesz, a potem wracasz.

#Bałtyk #onelove